Forum dla fetyszystów męskich stóp Strona Główna dla fetyszystów męskich stóp
www.FeetFetish.fora.pl
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Kolega z akademika

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum dla fetyszystów męskich stóp Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
elferen
początkujący
początkujący



Dołączył: 02 Sie 2010
Posty: 4
Przeczytał: 4 tematy


PostWysłany: Pon 0:30, 13 Wrz 2021    Temat postu: Kolega z akademika

Marek był przeciętnej urody chłopakiem - niskim, z lekką nadwagą, gładko ogoloną twarzą i nieco dłuższymi włosami. Dzieliliśmy jeden pokój w akademiku i studiowaliśmy na tym samym kierunku. Lubiliśmy się, choć raczej nie była to jakaś głębsza przyjaźń - ot, po prostu fajnie było razem pograć na konsoli, obejrzeć jakiś film wieczorem, wyskoczyć na piwo albo wyjść do klubu w poszukiwaniu jakichś łatwych dziewczyn. Wydawało mi się, że przez kilka miesięcy zdążyłem go całkiem nieźle poznać: wiedziałem co nieco o jego rodzinie, jego zainteresowaniach, guście co do kobiet, a nawet fantazjach erotycznych... Dlatego kiedy zaproponował, żebyśmy wakacje zaczęli od wspólnego wypadu na kilka dni w góry, pomyślałem, że to dobry pomysł - obaj lubiliśmy górskie wędrówki, a w towarzystwie jest zawsze lepiej, bo po całym dniu na szlaku można razem wyskoczyć na jakąś dobrą pizzę w knajpie. Poza tym rodzice Marka mieli dom letniskowy na południu Polski, więc wyglądało na to, że uda się całkiem tanio zorganizować nienajgorszy wyjazd - ciekawszych planów na wakacje i tak na razie nie miałem.

Gdy zaczęły się wakacje i przyszło do naszego wyjazdu wszystko toczyło się normalnie i nie ma nad czym się rozwodzić - pojechaliśmy do Zawoi, zostawiliśmy rzeczy w domu rodziców Marka wyszliśmy na szlak, a po całym dniu wędrówki zmordowani wylądowaliśmy w góralskiej karczmie na pizzy i piwie. Pojedliśmy, pożartowaliśmy, próbowaliśmy nawet poflirtować z kelnerką. Gdy znudziło nam się siedzenie w knajpie, pozbieraliśmy się i chwiejnym, alkoholowym krokiem ruszyliśmy w stronę domu. Chłodne wieczorne powietrze trochę na otrzeźwiło, ale gdy dotarliśmy na miejsce, byłem w stanie jedynie skorzystać z toalety, zrzucić z siebie buty i rzucić się na łóżko. Wirowało mi w głowie i czułem, że nieco przesadziłem z alkoholem, dlatego sen jawił mi się jako najroztropniejsza opcja. Odpłynąłem.

Pierwszym uczuciem, które przywitało mnie po przebudzeniu, była suchość w ustach. Mlasnąłem kilka razy i pomyślałem, że mogłem sobie wczoraj postawić przy łóżku butelkę wody mineralnej. Odzyskiwałem świadomość bardzo powoli i dopiero po chwili zorientowałem się, że moje ręce i nogi są przywiązane do łóżka. Szarpnąłem z niedowierzaniem usiłując sobie przypomnieć, czy ostatniej nocy wydarzyło się coś po tym, jak położyłem się do spania, ale w głowie miałem totalną pustkę.

- Marek?! - krzyknąłem.

- Już idę - odpowiedział mi głos z drugiego pokoju, a po chwili znajoma twarz pojawiła się w drzwiach.

- Co to, kurwa, jest? - zapytałem i poruszyłem związanymi rękami.

- A, to? - jakby od niechcenia wskazał na sznury oplatające moje kostki - Zapomniałem ci powiedzieć, że zaplanowałem, żebyśmy na naszym wyjeździe zabawili się trochę z dziwką. Ty nią będziesz.

- Co ty w ogóle pierdolisz? - zapytałem, nie wiedząc, czy żartuje, czy właśnie trafiłem w ręce psychopaty - Nie wkuriwaj mnie i mnie rozwiąż.

- Zapomnij, za długo marzyłem o tej chwili - na twarzy Marka pojawił się uśmiech.

- Nie rozumiem, o co ci chodzi?

Nie odpowiedział. Podszedł do moich nóg i pogładził moje stopy w grubych białych skarpetkach, które dzień wcześniej chłonęły litry mojego potu podczas wyprawy.

- O co ci chodzi? - powtórzyłem głośniej.

Znowu nie odpowiedział. Zamiast tego kucnął, chwycił mocno obie stopy i przyłożył twarz do moich podeszw. Usłyszałem, jak się zaciąga.

- Pojebało cię? - krzyknąłem - Rozwiąż mnie, zboku.

- Oj tam zaraz "zboku" - odpowiedział nie odrywając twarzy od moich stóp - Możesz sobie krzyczeć, ile chcesz, ale daruj sobie inwektywy pod moim adresem. Jak z tobą skończę, nie będziesz lepszy.

- Co ty wygadujesz? Puszczaj mnie - próbowałem wyrwać mu swoje stopy, zerwać więzy z rąk, albo zrobić cokolwiek, żeby nieco polepszyć swoją pozycję, ale nie byłem w stanie - unieruchomił mnie naprawdę solidnie. Podniosłem głowę i obserwowałem, co robi z moimi stopami.

- Nie spodziewałem się jakim jesteś pojebem - powiedziałem, jeszcze raz próbując uwolnić którąkolwiek ze swoich kończyn.

- To patrz na to - powiedział Marek i powoli zaczął zsuwać mi skarpetki. Gdy ściągnął obie, usiadł obok mnie na łóżku i pogłaskał mnie po głowie. Wyzywałem go od najgorszych, szarpiąc się wściekle w więzach, jednocześnie obserwując go ze strachem i nie pomyliłem się. Zatkał mi nos, a gdy tylko rozchyliłem usta żeby nabrać powietrza, wcisnął mi jedną skarpetkę do buzi. Zanim zdążyłem ją wypluć, wziął taśmę klejącą i zakleił mi usta. Popatrzyłem mu błagalnie w oczy, kręcąc głową i próbując odciagnąć go od tego, co planował zrobić, ale on jakby tego nie zauważył. Ściągnął sobie adidasa. Przyłożył mi go wnętrzem do nosa i zaczął przyklejać taśmą. Wydałem z siebie dźwięk, który pewnie byłby wrzaskiem, gdybym nie był zakneblowany... Ale cuchnący adidas został na mojej twarzy, a Marek wstał z łóżka i wrócił do moich stóp. Nie wiem, jak długo w nim chodził, ale śmierdział tak bardzo, że zacząłem się zastanawiać, czy kiedyś uda mi się zmyć z siebie ten odór. Marek natomiast znów przyłożył twarz do moich podeszw i ocierał się o nie, jak gdyby chciał wsmarować cały mój pot w swoje policzki, nos i czoło. Oddychał przy tym tak głośno, jak gdyby z trudem łapał powietrze.

Po chwili poczułem, jak ciepły i wilgotny język wędruje od mojej pięty po palce, wciska się pomiędzy każdy z nich i zjeżdża z powrotem w dół stopy. Załaskotało mnie to i nieco się napiąłem. Marek to zauważył. Powtórzył czynność na drugiej stopie, potem wrócił do pierwszej i zaczął wściekle lizać, masować i łaskotać moje podeszwy, gryźć pięty i ssać palce. Wiłem się i wierciłem, ale nie byłem w stanie przerwać jego napaści. Skończył dopiero wtedy, gdy moje stopy ociekały jego śliną. "Obrzydliwe" - pomyślałem. Usiłowałem jakoś się wygiąć, żeby choć trochę wytrzeć się o prześcieradło, ale Marek ponownie złapał moje stopy, przyłożył do nich szczotkę do włosów i bez ostrzeżenia rozpoczął szorowanie moich podeszw. Fala niesamowitej słabości i cierpienia przebiegła przez moje ciało. Miałem okropne łaskotki, a to była najgorsza tortura, jaką mogłem sobie wyobrazić. Rzucałem się po łóżku na tyle, na ile pozwalały mi sznury, próbowałem podkurczyć nogi, wysunąć dłonie z więzów, zrobić cokolwiek, co przyniosłoby mi ulgę, ale wszystko na nic - szczotka agresywnie bodźcowała każdy milimetr moich podeszw, a ja mogłem jedynie czekać, aż Marek wkońcu się nade mną zlituje... Ale się nie litował. Mijały minuty, a ja zaciągałem się jego butem, nie mogąc złapać tchu. Byłem o krok od popuszczenia moczu, gdy przerwał. Dyszałem ciężko, bojąc się, co jeszcze mnie czeka tego dnia. Nie potrafiłem pojąć, co się właśnie odwala. Marek tymczasem odpiął mój pasek i wyciągnął go z moich spodni.

- Zaraz się nam przyda - powiedział i rozpiął mi guzik, a potem rozporek. Nieuzasadniona fala podniecenia delikatnie przemknęła przez moje ciało. Na rękach poczułem gęsią skórkę - zawsze tak reagowałem, gdy jakaś dziewczyna czyniła podobny gest w moją stronę, ale teraz mój organizm dość nieprzyjemnie się pomylił.

Marek zsunął mi spodnie do kolan, a potem zrobił to samo ze slipami. Mój penis delikatnie się uniósł, co Marek skwitował cynicznym tekstem o tym, że chyba zaczyna mi się podobać. Nie zaczynało, choć gdy złapał mojego członka i delikatnie musnął jego czubek językiem, ten wystrzelił na baczność, a dreszcz podniecenia znów rozlał się po moim ciele.

Jeśli nawet przez moją głowę przemknęła myśl, że teraz wydarzy się coś przyjemniejszego, to niezbyt mocne pstryknięcie palcami w mojego penisa i dźwięk sprzączki rozwiały wszelkie nadzieje. Próbowałem unieść głowę i zrzucić z niej buta, żeby móc cokolwiek dojrzeć, ale dało to raczej marny efekt. Zamiast tego, usłyszałem świst i końcówka paska boleśnie uderzyła moją stopę. Próbowałem ją zakryć drugą stopą, ale rezultat był prosty do przewidzenia: kolejny świst i teraz piekły mnie już obie stopy... I jeszcze jeden, i jeszcze jeden, i jeszcze... Klaśnięcia paska o moje podeszwy stały się rytmiczne, pieczenie stawało się nie do wytrzymania, a pasek wcale nie zwalniał tempa. Straciłem nad sobą panowanie, zacząłem szarpać więzy, wić się na łóżku i wyć na tyle, na ile pozwalał mi knebel i but na twarzy. Do oczu nabiegły mi łzy. Czułem się upokorzony: całe życie uganiałem się za atrakcyjnymi kobietami, często dominowałem w relacjach z nimi, adorowałem ich zadbane i pachnące ciała, a teraz sam leżałem półnagi i związany, służący za dziwkę dla przeciętnego faceta, zdany na jego łaskę.

Chłosta ustała. Nie mam pojęcia, ile trwała, ale mógłbym przysiąc, że kilkanaście minut. Stopy pulsowały mi gorącem i ledwo mogłem nimi ruszać. Słyszałem jak Marek otwiera i zamyka lodówkę, a potem wraca i przykłada coś chłodnego do moich obolałych podeszw. Lód? Lody? Ważne, że przynosiło ulgę. Kojący chłód wędrował łagodnie między palcami, zataczał kółka na piętach, przywierał do śródstopia. W ślad za nim po kilku minutach wyruszył język i wciąż była to przyjemna odmiana po poprzedniej torturze.

- Chcesz skorzystać z toalety? - zapytał nagle, jakby spontanicznie, Marek.

Pokiwałem głową.

- Okej, ale bez sztuczek - powiedział. Po czym zsunął mi koszulkę przez głowę i ściągnął spodnie i slipy do kostek. Potem obrócił mnie na brzuch, usiadł na moich plecach i ostrożnie odwiązał mi jedną rękę, jednocześnie ściągając z niej koszulkę.. Nawet, gdybym chciał teraz z nim walczyć, nie miałbym szans - druga ręka wciąż była unieruchomiona. Marek obwiązał mnie sznurem w pasie, przymocował do niego prawy nadgarstek, a potem powtórzył czynność z lewą ręką. Gdy obie ręce były z powrotem unieruchomione, zrobił jeszcze kilka pętli na moich ramionach, przegubach i klacie, skuł je dodatkowo kajdankami i zajął się nogami. Kiedy skończył, byłem zupełnie nagi... I wciąż związany.

- Dobra, to wstajemy - Marek pomógł mi się podnieść, po czym dodał - A, i byłbym zapomniał...

Myślałem, że chce mi zdjąć buta z twarzy, ale zamiast tego założył na moją szyję obrożę, przypiął do niej łańcuch, szarpnął i powiedział: "Idziemy", ruszając dość szybkim krokiem do łazienki. Mając nogi związane w kostkach i kolanach nie byłem w stanie za nim nadążyć: szedłem za nim na palcach, stawiając malutkie kroczki. Gdy w końcu stanąłem nad sedesem, Marek przylgnął do mnie od tyłu nagim ciałem, wsuwając swojego penisa pod moje pośladki i sam złapał mojego.

- Sikaj - szepnął, muskając moją szyję wargami. Jego druga ręka odchyliła moją głowę w lewo, ułatwiając jego ustom całowanie i lizanie mojej szyi i ramienia. Absurd tej sytuacji i upokorzenie, jakie ze sobą niosła, były nie do opisania. Wewnątrz mnie wszystko krzyczało i chciało uciec jak najdalej...

Gdy oddałem mocz, ręka Marka, która trzymała mojego członka, zaczęła delikatnie poruszać się do przodu i do tytułu, samemu również falując i ocierając się swoim penisem o moje pośladki. Wydałem z siebie dźwięk dezaprobaty i zgiąłem kolana, żeby uciec Markowi, więc przestał, zaciągnął mnie z powrotem do pokoju i rzucił na łóżko, wypinając przy tym mój tyłek. Wiedziałem dokąd to zmierza i ścisnąłem z całej siły pośladki, wydając z siebie dźwięki, które miały naśladować słowa "nie, nie rób". Marek wymierzył mi klapsa i znowu ocierał się o mnie penisem. Zebrałem resztki sił i cały czas błagając przez knebel, żeby tego nie robił, zacząłem się rzucać po łóżku. Mój szał ostatecznie przerwał Marek, który usiadł mi na brzuchu i zapytał:

- O co ci chodzi? Zobaczysz, że ci się spodoba.

Pokręciłem głową, bełkocząc przez knebel. Marek odkleił mi buta od twarzy i wyciągnął knebel. Gdy tylko uwolnił moje usta, przełykając łzy i ślinę poprosiłem go:

- Nie rób tego, błagam.

- Niby dlaczego? Jesteś teraz moją dziwką, mogę z tobą zrobić wszystko.

- Proszę, zapłacę ci, tylko mnie puść.

- Nie chcę kasy.

- Więc zrobię wszystko, tylko błagam, nie w dupę.

- Wszystko?

Przełknąłem ślinę, powstrzymując szloch.

- Co tylko powiesz - wyjąkałem. Musiałem wyglądać żałośnie: moja twarz była mokra od potu, śliny i łez, a oczy napuchnięte.

- Klękaj i ssij - to mówiąc ściągnął mnie z łóżka a sam rozsiadł się wygodnie w fotelu - Tylko śmiało i z uczuciem, bo jak powiem, że wyrucham cię w dupę to nie będzie odwrotu.

W dalszym ciągu związany dokuśtykałem na kolanach do Marka i klęknąłem między jego nogami. Miałem ochotę zwymiotować, ale strach przed analem był dostatecznym motywatorem. Nachyliłem się. Odsłonięty żołądź już na mnie czekał. Wysunąłem język i liznąłem go od spodu. Słodko-słony smak nie był taki zły, jak myślałem, ale i tak targało mną obrzydzenie. Wziąłem cały żołądź do ust, wciąż liżąc go od spodu. Był wilgotny. Dłoń Marka spoczęła na mojej głowie. Zassałem i wysunąłem jego penisa z ust. Potem znowu go wsunąłem, jednocześnie pieszcząc językiem i wargami, jak gdybym całował kobietę. Ręka Marka wspomagała ruchy mojej głowie do przodu i do tyłu. Co jakiś czas głaszcząc mnie czule, co sprawiało, że moje poczucie upokorzenia i upodlenia tylko się pogłębiało.

Marek zaczął sapać i przymknął oczy. Złapał moją głowę obiema rękami i przyśpieszył. Jego członek wchodził w moje gardło, wywołując u mnie odruch wymiotny, ale Marek zdawał się tym nie przejmować. Myśl, że zaraz wystrzeli mi w ustach cudzy penis, sprawiała, że do oczy znowu napłynęły mi łzy złości i bezsilności. Zastanawiałem się, czy go nie ugryźć, ale konsekwencje mogłyby być dramatyczne, więc po prostu się poddałem temu, co się ze mną działo.

Nagle Marek wysunął penisa, uderzył mnie otwartą dłonią w policzek, a następnie chwycił swoje przyrodzenie i bijąc mnie nim po nosie, dokończył na mojej twarzy. Ciepła gęsta sperma obficie zalała mi oczy oraz policzek i pociekła w stronę ust. Nie wiedziałem, co robić: próbować strząsnąć ją z twarzy, czy może zostawić i czekać na rozwój wypadków? Gdzieś w oddali zamigotała też ciekawość: a może by tak rozchylić usta i skosztować? Markowi by się spodobało, może jakoś udałoby mi się wtedy polepszyć swoją sytuację...

Z zadumy wyrwał mnie Marek. Uklęknął przede mną i zaczął zlizywać swoją spermę z mojej twarzy. Trzymał mnie przy tym, jak gdybym był jego partnerem, a nie kundlem: jedną dłonią przytrzymywał mój policzek (ten, którego nie ochlapał), a drugą oparł o moje biodro, przysuwając mnie do siebie tak, że przylegaliśmy do siebie udami, genitaliami i brzuchami. Gdybym tylko mógł się temu jakkolwiek postawić, zrobiłbym to i jeszcze spuściłbym mu łomot. Teraz jednak musiałem pozwolić mu na to, co ze mną robił, a gdy zlizując swój ejakulat dotarł do moich ust, nie tylko pozwoliłem mu się całować, ale odwzajemniłem ten gest, jak gdyby był najseksowniejszą laską świata.

- Widzisz? Mówiłem, że ci się spodoba - powiedział, klepiąc mnie kilka razy po policzku, gdy skończyliśmy.

Nic nie odpowiedziałem. Czekałem, co jeszcze wymyślił, po cichu licząc, że da mi teraz spokój, żebym mógł dokładnie przeanalizować swoje położenie i rozważyć dostępne opcje. Wydarzenia potoczyły się dzisiaj tak szybko, że nie miałem kiedy zastanowić się, co się w ogóle dzieje...

Ale Marek nie zamierzał zbyt długo pauzować. Wciągnął mnie na łóżko, sprawdził więzy i dodatkowo związał ze sobą dwa największe palce u moich stóp. Pogładził chwilę dłonię po moich podeszwach, jak młody kierowca, który głaszcze karoserię swojego nowego samochodu, a potem położył się obok mnie.

- Na czym to skończyliśmy w łazience? - zapytał, po czym przywarł do mnie ciałem i zaczął całować: usta, szyję, sutki... Schodząc coraz niżej i niżej. Bez względu na to, jak bardzo bym się przed tym wzbraniał, mój penis stał na baczność i ślinił się łapczywie na to, co może się wydarzyć. Gdy pierwszy raz znalazł się w ustach Marka, fala przyjemności rozlała się po moim ciele. Próbowałem sobie wyobrazić, że to jakaś kobieta właśnie mnie adoruje i ta iluzja faktycznie zaczynała działać. Na tyle na ile mogłem próbowałem wykonywać ruchy frykcyjne, falując swoimi biodrami. serce waliło mi jak oszalałe i gdy już miałem wrażenie, że dojdę, Marek przestał.

- Błagam - wyszeptałem.

- Jesteś moja dziwką? - spytał.

- Jestem, panie - chciałem, żeby jak najszybciej dokończył to, co zaczął.

- Będziesz się zachowywać jak totalnie zakochany we mnie niewolnik przez najbliższe 2 tygodnie, bo tyle tutaj zostaniemy. Rozumiesz?

- Tak, panie - odpowiedziałem, chociaż wyjazd miał trwać 3 dni i wcale nie podobało mi się to, co właśnie ustaliliśmy. Co za chory pojeb.

- Masz brać mojego penisa do ust kiedy tylko jest taka okazja, rozumiesz?

- Tak, panie - wiedziałem, że póki jestem totalnie związany, pozostaje mi tylko zgadzać się na wszystko.

- Kiedy masz możliwość, dotykaj mnie swoimi stopami: kładź je na moim kroczu, klatce piersiowej, twarzy.

- Tak, panie.

- Jeśli nie mam ochoty ani na jedno, ani na drugie, klękasz przede mną i czekasz.

- Tak, panie.

- Jeśli cię rozwiążę, a ty spróbujesz jakichkolwiek sztuczek, dobiorę ci się do dupy.

- Tak, panie. Błagam, pozwól mi dojść - wygiąłem się, podsuwając mu bliżej swojego penisa. Marek wstał, obrócił mnie na brzuch, zgiął mi nogi i przywiązał kostki do nadgarstków, wiążąc mnie w pozycji "hogtied". Potem znów wsadził mi skarpetkę do ust, zakneblował i założył cuchnącego buta na twarz.

- Nie - powiedział w końcu. - Może wieczorem dostaniesz nagrodę.

Po czym wyszedł z pokoju, zostawiając mnie skrępowanego i napalonego na orgazm, którego nie dostałem, na łóżku.

Marek wrócił może po 30 minutach, może później. Jakkolwiek moja pozycja była dyskomfortowa, chyba przysnąłem w międzyczasie na chwilę, zmęczony szarpaniem się ze sznurami, co oczywiście nie dało żadnego pozytywnego rezultatu. Nie łudziłem się nawet, że Marek może mnie rozwiązać. Na to chyba było za wcześnie. Ten natomiast, bez żadnego gadania usiadł przy moich stopach i blokując mi możliwość przewrócenia się na bok, od razu zabrał się za ssanie moich palców, przy jednoczesnym łaskotaniu podeszw. Intensywny bodziec atakujący moje wrażliwe na dowolny dotyk podeszwy skutecznie odarł mnie z resztek snu i natychmiastowo otrzeźwił. Znów zaciągnąłem się przepoconym butem i naprężyłem w więzach. Fala słabości promieniowała od stóp na resztę ciała. Palce Marka i szczotka bezlitośnie krążyły po moich stopach, a jedyne, co byłem w stanie zrobić to odginać i prostować swoje palce. Ileż można czerpać z tego przyjemności? Co musiałoby się wydarzyć, żeby poczuł się zaspokojony na tym polu? 5, 10, 15 minut - ciężko dyszałem, chłonąc całą piersią smród z adidasa.

- Masz seksowne stopy - powiedział - Duże, szerokie, cholernie wrażliwe i takie... mięsiste. Smakują lepiej, niż sobie wyobrażałem, gdy wąchałem Twoje skarpetki, czy buty. Strasznie się pocisz, ale zajebiście mnie to kręci.

Zmienił pozycję: uklęknął i wciąż łaskocząc moje podeszwy, zaczął się o nie ocierać genitaliami. Przesuwał penisa po spodzie moich stóp, wkładał go między stopy, pocierał o palce.

- Przyznaj, ze tak naprawde ci się podoba to, co tu robimy. Pewnie wmawiasz sobie, że jest inaczej, bo jestem facetem, ale skup się na doznaniach. Podnieca cię to?

Skarciłem się w myślach, że w pierwszym odruchu faktycznie zacząłem się nad tym zastanawiać. Odrzuciłem te myśli i skoncentrowałem się na czymś odległym, zupełnie niezwiązanym z moim położeniem. Marek w tym czasie już nie teasował się moimi stopami, a przeszedł do agresywnego posuwania ich, jak gdyby rżnął laskę dopiero co poznana w barze. Łaskotki nie ustawały, więc mimowolnie ruszając stopami jedynie potęgowałem jego doznania. Nie miał problemów z dojściem i ku mojemu zdziwieniu złożył potężny ładunek na moich stopach. Czułem jak ciepło rozlewa się moich podeszwach, spływa między palcami, cieknie po nodze. Myślałem, że drugi spust tego dnia będzie mniej obfity... I myślałem, że tak jak ostatnio, szybko zliże swoja spermę, tymczasem wytarł członka w moją stopę i znowu wyszedł z pokoju.

Wiedząc już, że walka ze sznurami i kajdankami nie ma sensu, pokornie czekałem, aż znowu wróci. Postanowiłem, że jak będę miał możliwość, będę musiał jak najlepiej wkupić w jego łaski, bez względu na to, jak bardzo mnie to brzydzi. Innego ratunku dla mnie chyba nie było.

Wrócił chyba godzinę potem, gdy sperma na moich stopami zdążyła zaschnąć i posklejać mi palce. Zdjął mi buta z twarzy i wyciągnął skarpetkę, ale zanim cokolwiek powiedziałem, w moich ustach wylądował knebel kulka, a oczy zasłonił mi skórzaną opaską. Potem dowcipnie włożył mi język do ucha i zaśmiał się cicho, gdy widział jak się wzdrygnąłem. Ponownie zajął pozycję przy moich stopach, ale tym razem ich nie łaskotał. Usłyszałem znajomy świst i mój własny pasek uderzył mnie w podeszwę, krusząc zaschniętą na niej spermę. W tej chwili uświadomiłem sobie, że czuję w stopach jeszcze poprzednią sesję bastinada, jednak tym razem, na zmianę z paskiem, korzystał też z innych narzędzi: pejczu z kilkoma końcówkami, cienkiej witki i warzechy. Próbowałem bełkotac przez knebel, żeby przestał, usiłowałem przewrócić się na bok albo zwinąć stopy, ale jego uderzenie zawsze mnie dosięgło. Czasami chłosta spontanicznie zahaczała także o moje pośladki, które Marek zresztą co kilka minut łapał i miętosił namiętnie. Nie wytrzymałem. Zaniosłem się szlochem a z oczu kolejny raz pociekły mi łzy. Jeśli liczyłem, że to zmiękczy Marka (bo przerwał chłostę) to byłem w błędzie. Zamiast tego usłyszałem jak odpala zapalniczkę i już po chwili, na moje obolałe i spieczone podeszwy kapał gorący wosk. Zaniosłem się płaczem jeszcze głośniej. Miałem gdzieś, co sobie o mnie w tej chwili myśli: byłem upodlony, sponiewierany, moje stopy cierpiały i nie miałem nadziei, że ten koszmar szybko się skończy.

Wosk płynął na moje stopy, aż uformował na nich dość grubą skorupę. Nie mogłem nimi ruszać. Nie miałem siły skruszyć tej warstwy, poza tym stopy paliły mnie jak gdybym chodził po rozżarzonych węglach. Kiedy Marek resztę świeczki stopił na moje pośladki, dłonie i plecy nawet nie reagowałem - pieczenie podeszw przysłaniało całą resztę.

- Dobra, usuniemy ten wosk - powiedział Marek i przystąpił do kruszenie go w ten sam sposób, w jaki pozbył się z moich stóp spermy: bijąc mnie pasem. Zdawało mi się, że czerpał jakąś chorą sadystyczną przyjemność z patrzenia jak próbuję uciec przed jego chłostą i wyginam się z bólu, oraz słuchania moich przytłumionych krzyków. Próbowałem zagryźć knebel, ale wcale nie znosiłem bólu łatwiej dzięki temu. Głaskał moje podeszwy, a potem znienacka uderzał... I znów głaskał je pasem... I znów uderzał.

Przestał dopiero, gdy z moich stóp, pośladków i pleców zniknął ostatni kawałeczek wosku, a ja leżałem łkając z twarzą wtuloną w materac. Z nosa i z oczy leciała mi woda, z ust kapała ślina. Usiadł na łóżku obok mnie, położył moją głowę w swoim kroczu i głaskał po głowie, jak gdyby chciał mnie pocieszyć.

- Wiem, że obiecałeś, że zrobisz wszystko, ale tu nie chodzi tylko o to - tłumaczył. - Chcę żebyś czuł, że twoje miejsce jest na kolanach przede mną... Żeby podniecała cię cała ta zabawa... Żebyś myślał o swoich stopach jak o mojej własności... Ba, żebyś myślał o sobie jak o mojej własności... Żebyś sam prosił o więcej. Lubiłem fantazjować o związku z tobą, ale ta relacja jest lepsza.

To był chory człowiek. To, co działo się w jego głowie było chore i on sam był chory. Zgłosiłbym to na policję, gdyby nie to, że wolałbym zatrzymać to, co działo się w tych czterech ścianach, tylko dla siebie.

Kiedy wyjął mi knebel, nic nie powiedziałem. Nie miałem siły, żeby o cokolwiek walczyć, ani nadziei, że to cokolwiek da. Gdy przyłożył mi do ust butelkę, przez moment bałem się, co może w niej być... Pragnienie jednak wzięło górę i skosztowałem... Gdy okazało się, że to woda, łapczywie zacząłem łykać. Napojony czekałem na nowa porcję fantazji Marka. Nie musiałem zresztą długo czekać: tego dnia przywiązał mnie jeszcze do krzesła unieruchamiając moje stopy na stole i łaskotał je najrozmaitszymi narzędziami, kneblując mnie, ale odsłaniając mi oczy, żebym wiedział, co mnie czeka, a także przywiązał mnie w pozycji X do łóżka, tym razem nie ograniczając łaskotek jedynie do stóp, ale testując każdy z moich czułych punktów. Długo badał moje łaskotki pod pachami, pod kolanami, na sutkach, w pachwinach i na boku. Drażnił piórem mojego penisa, łaskotał palcami mosznę, językiem chyba przewędrował przez całe moje ciało, z wyjątkiem przyrodzenia. Na zakończenie ponownie zerżął mnie w usta, spuścił się na twarz i poszedł spać do drugiego pokoju, mimo moich próśb, żeby nie zostawiał mnie tak na noc.

Koniec dnia pierwszego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hypervenom
ciekawski :)
ciekawski :)



Dołączył: 22 Paź 2019
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 18:12, 11 Paź 2021    Temat postu:

Pisz więcej

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum dla fetyszystów męskich stóp Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin